|
Źródło: https://ww2db.com/images/battle_montecassino5.jpg
|
Do trzech razy sztuka Jak
postanowiono, tak zrobiono - Alianci nie zamierzali odpuścić i zgodnie z zasadą
"do trzech razy sztuka" zdecydowano się kontynuować działania
w regionie, a kolejny atak miał być przeprowadzony w maju. Równocześnie
hinduską 4th Infantry Division zastąpiła 78th Infantry Division, a
nowozelandzką 2nd Infantry Division - brytyjska 1st Guards Brigade.
24 marca 1944 r. dowództwo 8th Army
uznało, że zadanie zdobycia klasztoru i okolicy powierzy II Korpusowi Polskiemu
pod dowództwem generała Władysława Andersa, który został poinformowany o
trudnościach z jakimi zetknęli się poprzednicy. Nie wdając się w szczegóły, gen. Anders zgodził się przeprowadzić kolejny atak, o czym poinformował tylko kilku oficerów z najbliższego otoczenia oraz kilkukrotnie odbył spotkania z dowódcami poprzednich jednostek, którym nie udało się osiągnąć celu. Najwięcej dowiedziano się od Hindusów, którzy byli bardzo dobrze zorientowani w niemieckich stanowiskach obronnych.
Polacy
dysponowali dwoma dywizjami – 3. Dywizja Strzelców Karpackich oraz 5. Dywizja
Kresowa – wspieranymi przez 2. Brygadę Pancerną. Ponadto korpus dysponował 12.
Pułkiem Ułanów Podolskich w 3. Dywizji, 15. Pułkiem Ułanów Poznańskich w 5.
Dywizji i Pułkiem Ułanów Karpackich jako jednostka korpuśna. Do tego dochodziły
jeszcze po dwa pułki artylerii lekkiej i ciężkiej, pułk przeciwpancerny, lekki
i ciężki pułk przeciwlotniczy, batalion saperów batalion łączności, a także
kilka pododdziałów zaopatrzeniowych i transportowych. Zgodnie z planem z 4
kwietnia 1944 r. II Korpus Polski miał odciąć rejon Monte Cassino od północy i
północnego-zachodu, utrzymać pod kontrolą drogę nr 6 do czasu nawiązania
kontaktu z atakującym w kierunki Doliny Liri XIII Corps, po czym wykonać szturm
na klasztor. Jednocześnie Polacy mieli zaatakować Linię Sengera (czyli notabene
Linię Gustawa) na północ od drogi nr 6 i skierować się ku Pedimonte.
Odcinki
obejmowane przez dane dywizje wybrano drogą losowania – 5. Dywizja miała
atakować na Colle San Angelo, a 3. Dywizja szturmować klasztor. Polacy dostali
dodatkowe wsparcie brytyjskiej oraz nowozelandzkiej artylerii różnego typu i pod
koniec kwietnia II Korpus Polski zaczął zastępować znajdujące się pod Monte
Cassino jednostki. Niemcy szybko wykryli, że pojawił się nowy przeciwnik, bo
już 27 kwietnia dezerterzy oraz wzięci do niewoli o Polakach wiedzieli.
Zanim jednak rozpoczęto atak, żołnierzy przygotowywali się do trudnej walki
górskiej, a dowództwo zmodyfikowało nieco plany w dyslokacji jednostek
rezygnując z dodatkowego ataku z Góry Zamkowej. 10 maja 1944 r. wszystkie
polskie jednostki wyznaczone do ataku były już gotowe na swoich pozycjach.
Saperzy z 5. Dywizji Kresowej pod Monte Cassino, maj 1944 r.
|
Źródło: https://nowahistoria.interia.pl/historia-na-fotografii/polacy-w-bitwie-o-monte-cassino-zdjecie,iId,1484692,iAId,97737
|
Wiosenne
(nie)przebudzenie Wiosną 1944
r. Wehrmacht pod Monte Cassino nie przypominał już wojsk, które kilka miesięcy
wcześniej obsadzały Linię Gustawa. Mimo dwóch zwycięstw pod Monte Cassino
Niemcy powoli tracili inicjatywę w regionie, a chaos organizacyjny, jaki się w
międzyczasie pojawił, bynajmniej nie poprawiał i tak nieciekawej sytuacji. W
maju 1944 r. dywizje przypominały raczej bataliony, a normą było mieszanie
oddziałów z jednego korpusu z oddziałami innego czy nawet dzielenie baterii
artylerii. Co prawda dowództwo 10. Armee (dowódca: Generaloberst Heinrich von
Vietinghoff) robiło co mogło, aby takie sytuacje nie miały miejsca, jednakże
siłą rzeczy niewiele dało się zrobić, gdyż liczebność wojsk i sprzętu stale się
zmniejszała. Jednocześnie przeprowadzono kilka roszad: w górach pozycje obronne
objął Fallschirm-Jäger-Regiment 3, a odcinek Cassino-Monte Cassino -
Fallschirm-Jäger-Regiment 4 pozbawiony II. Bataillon, który 7 maja wycofano z
frontu i przeniesiono do Francji, gdzie miał być podstawą do stworzenia nowej
dywizji spadochronowej. Podobny los spotkał II./Panzergrenadier-Regiment 115
oraz Aufklärungs-Abteilung 115, które przeniesiono do odwodu korpusu. Dodatkowo
15 kwietnia 1944 r. II./Gebirgsjäger-Regiment 100 włączono do 1.
Fallschirm-Jäger-Division. Na 26 kwietnia pozycje obronne Niemców wyglądały
następująco:
- w Castrocielo (na
północny-zachód od Pedimonte): wysunięte stanowisko dowodzenia 1. Fallschirm-Jäger-Division
- na zachód od Roccasecca: główne
stanowisko dowodzenia 1. Fallschirm-Jäger-Division
- na terenie dworca: pododdziały
motocyklistów, dwie kompanie z Fallschirm-Pionier-Bataillon 1 oraz
kompania z Fallschirm-Panzerjäger-Abteilung 1
- w Cassino: część
II./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 oraz kompania z
Fallschirm-Pionier-Bataillon 1
- powyżej Cassino:
III./Fallschirm-Jäger-Regiment 4 oraz reszta II./Fallschirm-Jäger-Regiment
4
- na północ od Monte Cassino:
Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1
- klasztor Monte Cassino oraz
wzgórze nr 435: I./Fallschirm-Jäger-Regiment 4
- odcinek od wzgórza nr 593 do
farmy Albaneta: II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3
- Colle San Angelo:
II./Gebirgsjäger-Regiment 100
- Pizzo Corno oraz podejście do
Monte Cairo: Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4
Jednocześnie I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 oddał
II./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 jedną kompanię, która zajęła pozycje na wzgórzu
nr 593, a sam ulokował się nieco za nią. Fallschirm-Jäger-Regiment 1 oraz
III./Fallschirm-Jäger-Regiment 3 miały tworzyć rezerwę. Oprócz tego dysponowano
znanym już Sturmgeschütz-Brigade 242 - który wedle wykazu z 10 maja 1944 r.
posiadał: 23 StuG 40 i 6 StuH 42 - oraz Hochgebirgs-Pionier-Kompanie 819. Na 23
kwietnia 1. Fallschirm-Jäger-Division bez wojsk taktycznie przyporządkowanych
liczyła 12 540 żołnierzy, z czego 3 952 przebywało w szpitalach, więc
faktycznie dysponowano 8 588 osobami, także dywizja była poważnie osłabiona. W
czasie pomiędzy II a III bitwą Niemcy prowadzili dość spokojne działania, które
obejmowały pojedyncze patrole i przenikanie na brytyjskie pozycje w Cassino.
W wyniku zmian organizacyjnych powyższe jednostki
weszły w maju 1944 r. pod dowództwo LI. Gebirgs-Armeekorps (dowódca: General
der Gebirgstruppe Valentin Feuerstein). 10 maja korpus obsadzał linię obronną o
długości 80 km - od ujścia rzeki Liri, przez Garigliano i na Poscocostazo
kończąc. Ze strategicznego oraz operacyjnego punktu widzenia ważny był jednak
tylko 20-kilometrowy odcinek pomiędzy rzeką Lirą a Monte Cairo, a dla
omawianego tematu - obszar: droga nr 6-zachodnie przedmieścia Cassino-Monte
Cassino-Colle San Angelo.
Od lewej do prawej: Leutnant Siegfried Rammelt (dowódca Pionier-Zug/Stabs-Kompanie/Stab/Fallschirmjäger-Regiment 3), Oberleutnant Paul-Ernst Renisch (dowódca II./Fallschirmjäger-Regiment 1), Feldwebel Eugen Opel lub Oberwachtmeister Schumann (dowódca StuG III Ausf. G ze Sturmgeschütz-Brigade 242), Hauptmann Rudolf Rennecke (dowódca II./Fallschirmjäger-Regiment 3 i obrony Cassino) oraz nieznany z nazwiska Fallschirmjäger. Zdjęcie wykonano w połowie marca 1944 r.
|
Źródło: https://i.pinimg.com/originals/ac/f7/51/acf751fef40cf5f51689b0e6729735ba.jpg
|
III bitwa o
Monte Cassino
10 maja 1944
r. o godz. 23:00 przygotowaniem artyleryjskim rozpoczęła się trzecia już bitwa
o Monte Cassino. O godz. 1:00 2. Batalion z 1. Brygady Strzelców Karpackich
rozpoczął szturm na wzgórze nr 593, a siostrzana kompania zaatakowała jego
zachodnie stoki. Polacy szybko zdali sobie sprawę, że 120-minutowy ostrzał
artylerii na niewiele się przydał, bo nie było widać, aby miał jakiś większy wpływ
na Niemców, którzy skoncentrowali swój ogień maszynowy na nacierającym
nieprzyjacielu. Mimo dużych strat, około godz. 2:00, polscy żołnierze zdobyli
wzgórze nr 593 i skierowali się na kolejne – nr 569 – które przejęto o godz.
2:50. W międzyczasie sytuacja 1. Batalionu, który atakował farmę Albaneta, była
o wiele gorsza. W wyniku silnego niemieckiego ostrzału pododdziały były
skutecznie hamowane i powoli się wykrwawiały, tracąc między sobą łączność.
Dopiero o godz. 4:28 padł rozkaz do ataku na okoliczny wąwóz znajdujący się
przed farmą i mimo że dwie kompanie znalazły się w nim po około godzinie, nie
były w stanie iść dalej z powodu wysokich strat. Polacy trafili tam na krzyżowy
ogień karabinów maszynowych, a jakby tego było mało, to jeden jadący do pomocy
czołg utknął w wąwozie, drugi stracił gąsienice w wyniku ostrzału, a trzeci
spalił się na minie. Równocześnie 2. Batalion radził sobie coraz gorzej i także
był niemiłosiernie ostrzeliwany przez niemieckie sekcje MG i moździerze.
Zarówno farma Albaneta, jak i Colle San Angelo nie zostały wyczyszczone z
nieprzyjaciela, wskutek czego utrzymanie pojedynczego wzgórza stawało się
powoli niemożliwe.
Po dwóch
godzinach walk połowa polskich oficerów i podoficerów już nie żyła, a Niemcy
jak gdyby nigdy nic – rozpoczęli kontrnatarcie i to siłą zaledwie plutonu, choć
polskie meldunki twierdzą, że był to batalion, ale nie jest to prawda. Niemcy
atakowali przeważnie w grupach trójkowych: jeden żołnierz rzucał granat, drugi
osłaniał go ogniem z pistoletu maszynowego, a trzeci biegł naprzód i tak na
zmianę. Od godz. 3:15 siły 1. Brygady Strzelców Karpackich uginały się pod
naporem odwodów I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3, a walka trwała prawie cały
dzień. O godz. 11:30 Niemcom udało się odbić wzgórze nr 569, a o godz. 19:00 –
nr 593 siłami rezerwowej Sturmgeschütz-Kompanie 14 (dowódca: Oberfeldwebel
Schmidt). Późnym wieczorem z wąwozu wycofał się 1. Batalion, tym samym cała
brygada wróciła na pozycje wyjściowe. Po walkach okazało się, że straty nie są
aż tak duże, bo powróciło wielu żołnierzy uznanych za zaginionych. Mimo to atak z 11
maja 1944 r. zakończył się dla 1. Brygady Strzelców Karpackich z 3. Dywizji
Strzelców Karpackich kompletną porażką.
Żołnierze z 3. Dywizji Strzelców Karpackich przed wyruszeniem do natarcia, 11 maja 1944 r.
|
Źródło: Technika Wojskowa Historia - 2014/02 (26) |
Prawie
równocześnie z siłami 3. Dywizji ruszyły pododdziały 5. Brygady z 5. Dywizji
Kresowej. O godz. 1:30 rozpoczęto podejście pod tzw. Widmo, ale prawie
natychmiast Polaków zaskoczył ostrzał niemieckiej artylerii. Tak więc zanim 15.
Batalion o godz. 2:30 wdarł się na pozycje na Widmie – stracił 20% swoich sił. Jakby
tego było mało, to znajdujące się tam bunkry i inne stanowiska obronne były w
pełni obsadzone, więc nie dość, że trzeba je było zdobywać jeden po drugim, to
generowano kolejne ciężkie straty. Trzeba jednak dodać, że rozkazy, jakie przygotowano na podstawie map i zdjęć lotniczych, nie oddawały prawdziwego obrazu terenu. W ten sposób długość odcinka, który miały pokonać bataliony z 5. Brygady, nacierając na Colle San Angelo, była dłuższa, niż droga którą miał przejść 2. Batalion z 1. Brygady idący na wzgórze nr 593. Według planu oba wzgórza miały być zajęte w tym samym czasie, ale nie było to możliwe, szczególnie, że od świtu polskie wojska były pod bacznym okiem niemieckich obserwatorów artyleryjskich, którzy kierowali na nie celny ogień.
O godz. 13:30 dowódca batalionu – mjr
Gnatowski – rozkazał posuwać się w stronę wzgórza nr 575, gdzie w połowie drogi
żołnierze zostali ostrzelani przez karabiny maszynowe, które wraz z artylerią i
moździerzami spowodowały, że jeszcze przed świtem Polacy z Widma się wycofali.
Podobnie szło 13. Batalionowi, który swoją część planu rozpoczął o godz. 1:30.
Gdy oddział dotarł do Widma, to 90 minut później miał tak duże straty, że
powodzenie całego natarcia było mocno wątpliwe. O świcie okolica cały czas nie
była oczyszczona z Niemców.
Przebieg III i IV bitwy o Monte Cassino, 11-20 maja 1944 r. Niektórzy historycy natarcie II Korpusu Polskiego łączy w jedną bitwę
|
Źródło: Bohlmer R., Monte Cassino: A German View, Pen&Sword Military, 1956
|
18. Batalion
miał rozpocząć swoje zadanie, gdy dwa powyższe dotarły do swoich celów. Kiedy 15.
Batalion zameldował, że Widmo zostało zajęte – uznano, że kontynuuje on atak na
wzgórze nr 575 i dowódca – ppłk Domoń – samodzielnie postanowił ruszyć na
Widmo. Problemem był fakt, że łączność siadła i nie do końca było wiadomo, jak
wygląda sytuacja w poszczególnych kompaniach z przodu. Gdy 18. Batalion o godz.
6:00 dotarł na miejsce, okazało się, że niemieckie bunkry mają się całkiem
dobrze, a pojawienie się tego oddziału w południowej części Widma ściągnęło na
znajdujące się tam siły trzech batalionów zmasowany ostrzał, który spowodował
ogromne straty. Tymczasem w dowództwie 5. Dywizji Kresowej nie było żadnych
informacji o postępach, gdyż cały czas łączność była bardzo słaba. W wyniku
tego dowódca 5. Dywizji – gen. Sulik – wyznaczył do pomocy walczącym oddziałom
odwodowy 16. i 18. Batalion wsparte dwoma szwadronami pancernymi. Generał
widocznie nie wiedział, że 18. Batalion już walczył i szło mu podobnie jak
poprzednikom. Sytuacja na Widmie była coraz gorsza, a do tego Polakom zaczęło
brakować amunicji. O godz. 11:00 dowódca 18. Batalionu dowiedział się, że o
godz. 15:00 ma zaatakować lewym skrzydłem w kierunku wzgórza nr 575. Jak
wyglądała wówczas sytuacja tego oddziału? Około godz. 12:00 wzmógł się
niemiecki ostrzał, ppłk. Domoń został w jego wyniku ranny, upał stawał się nie
do zniesienia, a podporządkowany mu 15. Batalion miał zaledwie 30 zdolnych do
walki żołnierzy. Ponadto o godz. 11:30 Niemcy rozpoczęli kontratak z farmy
Albaneta, ale na szczęście dla Polaków załamał się, jednak ten o 13:00 nie,
więc trzeba było podjąć decyzję o odwrocie. Gdy pozostałe na Widmie dwa
bataliony zobaczyły, że koledzy się wycofują – uznały, że zarządzono ogólny
odwrót i uczyniły to samo. Tak oto, gdy 16. Batalion wychodził na pozycje
wyjściowe – reszta powoli schodziła z Widma. Mitem jest jakoby Niemcy odbili je
przy pomocy czołgów, bo takowych tam w ogóle nie było. Jednak nie wszystkie
pododdziały opuściły Widmo. Wieczorem 12 maja okazało się, że znajdują się tam
jeszcze resztki dwóch kompanii z 15. Batalionu oraz niewielka grupka z 13.
Batalionu. Ich obecność tam była prozaiczna – po prostu opóźnieniem otrzymali rozkaz do odwrotu.
Wycofanie ich zakończyło odwrót polskich wojsk na pozycje wyjściowe. Tego dnia
cztery polskie bataliony – 13., 15. 18. i mocno ostrzelany 14. Batalion, który
nawet nie ruszył do akcji – zostały pobite i nie mogły być wykorzystane
do ponownego ataku. Niestety trzeba to powiedzieć – Polacy nie zdobyli wówczas
ani jednego centymetra terenu, ale znamienne jest, że przed bitwą, gdy jeden z brygadierów miał opracować plan ataku na Monte Cassino, stwierdził: "Najlepszym planem byłoby polecić wykonanie tego zadania komu innemu". Jedną z przyczyn porażki pierwszego polskiego natarcia były m.in. nieodzwierciedlające faktycznego stanu mapy i zdjęcia lotnicze, przez co idące do ataku pododdziały - pozbawione rozpoznania i często łączności - nie wiedziały jakie przeszkody terenowe ich czekają, a dobrze zamaskowanie pozycje niemieckich strzelców spadochronowych i tak były niemożliwe do wykrycia. Wielu oficerów wskazywało jako kolejną przyczynę niepowodzenia także wysoką średnią wieku żołnierzy - ponad 30 lat i 44 lata dla dowódców batalionów - którzy mieli problemy kondycyjne, szczególnie, że w porównaniu do Niemców - Polacy nieśli ze sobą więcej wyposażenia i byli "ciężsi". W przypadku strzelców spadochronowych, większość z nich miała od 18 do 21 lat, a ich dowódcy od 22 do 26 lat. Mimo ogromnych strat, które i tak były niższe niż u poprzedników, II Korpus Polski nadal był zdolny do walki, co oczywiście wykorzystano.
Żołnierz 3. Dywizji Strzelców Karpackich z ręcznym karabinem maszynowym Bren na stanowisku w rejonie Monte Cassino, maj 1944 r.
|
Źródło: https://histmag.org/grafika/articles8/cassino/cassino5.jpg
|
Francuski
sukces i niemieckie odwrót Reakcją na
nieudaną próbę nocnego ataku było jego ponowienie i to już następnego dnia, ale
uznano jednak, że nie jest to możliwe. Ofensywa brytyjsko-hinduskiego XIII
Corps z nocy 11 maja na linii Cassino-rzeka Liri także nie przyniosła większych
efektów, podobnie jak amerykańskiego II Corps, który walczył nad Morzem
Tyrreńskim i przez 2 dni nie osiągnął kompletnie nic. Postawa broniącej się tam
94. Infanterie-Division zaskoczyła nawet niemieckie dowództwo, bo dotychczas
miała opinię słabo walczącej. W tym wszystkim znów najlepszy okazał się Corps
expéditionnaire français, który atakiem na najsłabsze niemieckie zgrupowanie w
okolicy rzeki Ausete i masywu Petrella (44. Infanterie-Division) przełamał jego
linie obronne, co miało bardzo ułatwić zadanie sąsiednim korpusom. Sukces ten
podziurawił niemiecki front i od tego momentu Linia Sengera była obsadzona niepowiązanymi
jednostkami, a dodatkowo chwalona wcześniej 94. Infanterie-Division musiała
opuścił swoje pozycje, w efekcie czego front XIV. Panzer-Korps już nie istniał
Tymczasem
brytyjskiej 4th Infantry Division udało się zdobyć niewielki teren koło dworca
Cassino, czym odcięto Fallschirm-Maschinengewehr-Bataillon 1. Stworzona na
szybko Kampfgruppe "Schulz" uratowała kolegów, którzy co prawda przełamali
okrążenie, ale batalion praktycznie przestał istnieć. Po południu 15 maja
brytyjska 78th Infantry Division osiągnęła drogę Pignataro-Cassino, a wieczorem
tego samego dnia Hindusi odbili Pignataro. Rankiem 16 maja Brytyjczycy
kontynuowali natarcie na drogę nr 6, gdzie dotarli następnego dnia.
Równocześnie 4th Infantry Division - na wschód od ich pozycji - prowadziła równoległy
atak, ale obie jednostki zostały zatrzymane i zakazano im przekraczać drogi
tworzącej granicę pomiędzy XIII Corps a II Korpusem Polskim.
Mimo
ściągnięcia odwodowej 90. Panzergrenadier-Division, która zastąpiła rozbitą 44.
Infanterie-Division, 16 maja 1944 r.
przerwano front pomiędzy doliną rzeki Liri a Monte Cassino, w wyniku czego
powstała luka o szerokości 1 km. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dowództwo
10. Armee wydało rozkaz wycofania się dla XIV. Panzer-Korps i LI.
Gebirgs-Armeekorps, których oddziały miały opuścić linie obronne w ciągu trzech
najbliższych nocy - w pierwszym rzędzie miasto Cassino w nocy z 16 na 17 maja. Na
następną noc przewidziano ogólny odwrót na linię Pedimonte-dworzec Pedimonte, a
ostatniej nocy wojska miały się wycofać aż do Linii Sengera, z zastrzeżeniem,
że Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4 broniący się na Pizzo Crono miał tam
pozostać (chciano, aby front od Pizzo Crono do Morza Adriatyckiego pozostał
niezmieniony). Sam klasztor Monte Cassino miał być utrzymywany jak najdłużej, o
ile nie pojawią się zbyt duże straty. Do pełnej realizacji planu jednak nie
doszło, bo 17 maja Polacy zaatakowali po raz drugi.
Strzelcy spadochronowi z 1. Fallschirm-Jäger-Division podczas walk o Monte Cassino, wiosna 1944 r.
|
Źródło: https://www.reddit.com/r/HistoryPorn/comments/deep68/german_fallschirmj%C3%A4ger_paratroopers_during_the/
|
IV bitwa o
Monte Cassino Dzień
wcześniej po południu Niemcy wywiesili na Colle San Angelo cztery flagi
Czerwonego Krzyża i równocześnie postawili zasłonę dymną. Polscy obserwatorzy
poinformowali o tych wydarzeniach dowództwo 5. Dywizji, łącznie z tym, że
sanitariusze wynoszą broń, a nie rannych. W związku z tym o godz. 18:10
zastępca dowódcy – płk. Rudnicki – wydał rozkaz do ataku na Widmo siłą jednej
kompanii, co o godz. 19:30 uczyniła 4. Kompania z 16. Batalionu pod dowództwem kpt. Łempickiego. Mimo ostrzału artylerii i moździerzy pododdział dotarł na
niemieckie pozycje i w wyniku tego sukcesu dołączyła do niego 2. Kompania
(dowódca: por. Perkowski), która uderzyła z prawej strony. Polscy żołnierze
musieli zajmować po kolei każde niemieckie stanowisko obronne, ale nieprzyjaciel
nie zamierzał łatwo odpuścić, o czym świadczy fakt, że tego dnia nie wzięto ani
jednego jeńca. O godz. 23:15 cała północna część Widma była oczyszczona, a pół
godziny później 15. Batalion dostał rozkaz zajęcia części południowej.
Jednocześnie wyznaczony pododdział z 16. Batalionu miał ruszyć ze zwiadem w
stronę Colle San Angelo, gdzie natrafił na silny ostrzał karabinów maszynowych,
o czym zameldowano 17 maja o godz. 2:30.
Powyższe
wydarzenia to jeszcze nie oficjalna część IV bitwy, bo ta miała się rozpocząć o
godz. 6:00. Mimo prośby gen. Sulika o przełożenie ataku na wcześniejszą
godzinę, gen. Anders nie zgodził się na to, bo musiał mieć na to zielone światło z
dowództwa XIII Corps. Tymczasem o godz. 5:35 Polacy odparli kontratak II./Gebirgsjäger-Regiment
100 i części Hochgebirgs-Jäger-Bataillon 4, a 15. Batalion cały czas walczył o
zajęcie południowej części Widma, co udało się ostatecznie uczynić o godz.
7:15. W wyniku tego 13. Batalion udał się na pozycje wyjściowe, 18. Batalion
przesunął się z odwodu na wysunięte pozycje przygotowawcze, a 17. Batalion –
kierując się na Colle San Angelo – przekroczył Widmo około 6:30 i krótko po
godz. 7:00 dotarł do celu, o czym zameldowano. Nie była to jednak prawda, bo
żołnierze osiągnęli jedynie niewielki pagórek przed Colle San Angelo, gdzie
rozpoczęli walkę z silnym niemieckim oporem. Przy wysokich stratach udało się
go zająć, a następnie dwie kompanie ruszyły na właściwi szczyt, ale wyhamował
je ogień II./Gebirgsjäger-Regiment 100 i obie musiały się wycofać.
Żołnierze z 3. Dywizji Strzelców Karpackich podczas walk o wzgórze nr 593 w maju 1944 r.
|
Źródło: https://www.tvp.info/42630834/75-lat-temu-polscy-zolnierze-zajeli-klasztor-na-monte-cassino
|
Jeszcze
przed rozpoczęciem działań Polacy zmienili sposób walki, w której od
teraz główną rolę miały odgrywać małe grupy szturmowe w sile drużyny lub
plutonu. Mimo to, w warunkach górskich, lepsza okazała się taktyka
Niemców, czyli wspomniana wyżej walka małymi zespołami po 3-4 osoby,
wyposażone w pistolety maszynowe i lekkie karabiny maszynowe.
O godz. 7:30
swój marsz rozpoczął szwadron pancerny, który miał zaatakować Widmo od tyłu.
Teren był tak niesprzyjający, że czołgi dotarły na szczyt dopiero o godz.
15:00, czekając w międzyczasie na zaopatrzenie i saperów. Tymczasem 15.
Batalion nadal nie oczyścił Widma z południowej części, a w dodatku przez
większość czasu nie było z nim łączności. Również w Colle San Angelo sytuacja
była niepewna, bo Niemcy w każdej chwili mogli je odbić. W wyniku tego płk.
Rudnicki polecił 13. Batalionowi aby wsparł tam 17. Batalion i wyparł
nieprzyjaciela z winnicy. Polacy – siłami dwóch pozostałych kompanii – ruszyli
o godz. 11:10 i gdy 20 min później dotarli do Widma, przywitał ich zmasowany
ostrzał sekcji MG oraz moździerzy, co skutecznie zatrzymało posuwanie się do
przodu. O godz. 13:15 pododdziałom z 17. Batalionu w końcu udało się przedrzeć
na zbocze Colle San Angelo. Do tej pory w walki uwikłane były cztery polskie
bataliony: 13., 15., 16. i 17, więc w rezerwie pozostał tylko 14. Batalion,
który po ostatnich starciach nie za bardzo nadawał się do większych operacji. W
związku z tym gen. Sulik wyznaczył 18. Batalion jako rezerwę dla płk.
Rudnickiego.
Do wieczora
17 maja – mimo pewnych sukcesów – sytuacja na Widmie dalej była niejasna, a
ponadto odczuwano coraz większe braki w amunicji. Pozbawiony łączności 15.
Batalion miał do dyspozycji nieco ponad 100 żołnierzy, 16. Batalion cały czas
walczył na południowym stoku, a czołgi nie radziły sobie zbyt dobrze w tak
górzystym terenie i na razie do niczego się nie przydały. Co gorsza dla
Polaków, sytuacja na Colle San Angelo stawała się coraz bardziej nieciekawa, gdyż trzeci już
kontratak II./Gebirgsjäger-Regiment 100 z godz. 14:15 nie dość, że był
zaskoczeniem, to wyrządził niemałe straty, a w jego wyniku jeden z dowódcą
kompanii z 17. Batalionu dostał załamania nerwowego, przez co Polacy zaczęli
się cofać i zatrzymali się dopiero na Widmie. Oczywiście natychmiast rozkazano
kontrnatarcie, które rozpoczęło się o godz. 16:00 nawałą artyleryjską. Nieco
wcześniej, o godz. 14:30, rezerwowy 18. Batalion miał wejść na Widmo, gdzie
dotarł po dwóch godzinach, a dwie kompanie z mocno osłabionego 14. Batalionu
ruszyły na grzbiet wzgórza. Gdy artyleria ucichła, siły 13., 16., 17. Batalionu
oraz grupy kpt. Smorkowskiego – 1. Samodzielna Kompania Commando – ruszyły jako
Batalionowa Grupa Bojowa i mimo niemieckiego oporu Polacy wdarli się wzgórze
przed Colle San Angelo i na właściwe północne stoki. Niemniej jednak wieczorem
17 maja Niemcy nadal panowali nad szczytem. Po godz. 17:00 gen. Anders poinformował
dowódców dywizji, że nieprzyjaciel prawdopodobnie w nocy będzie się wycofywał, a
brytyjska 78th Infantry Division powinna zająć do rana drogę nr 6. Co więcej
5. Dywizja Kresowa miała o godz. 21:00 przejść do obrony na Colle San Angelo,
gdyż istniało ryzyko kontrataku. Następnego dnia – 18 maja – po nawale
artyleryjskiej Polacy mieli uderzyć na wzgórze nr 575.
M4 Sherman o nazwie "Pięść" (dowódca: ppor. Mieczysław Białkiewicz) z 4. Pułku Pancernego podczas zajmowania pozycji na Gardzieli, 17 maja 1944 r.
|
Źródło: Poligon - nr 2014/03
|
Wcześniej,
17 maja o godz. 4:00, do niemieckich pozycji na wzgórzu nr 593 dotarł 4.
Batalion z 3. Dywizji Strzelców Karpackich, który miał tam przeprowadzić
rozpoznanie. O godz. 7:40 oddział pod dowództwem ppłk. Fanslaua zaatakował
wzgórze dwoma kompaniami z północy i północnego-wschodu. Polacy musieli odbijać
po kolei każdy bunkier zmagając się z twardym oporem sił 1./Fallschirm-Jäger-Regiment
3 i ostrzałem z Colle San Angelo. Polacy byli zaskoczeni, bo przecież wzgórze
to miało być zajęte przez kolegów z 5. Dywizji Kresowej. Kolejny atak z godz.
11:30 został powstrzymany przed szczytem, a kolejny zaplanowano na godz. 12:30
– załamał się po przejściu zaledwie 20 metrów. W
międzyczasie grupa bojowa pod dowództwem ppłk. Raczkowskiego zaatakowała farmę
Albaneta, a 2. Szwadron z 4. Pułku Pancernego wraz z kompanią z 6. Batalionu
osiągnęły południowy wylot wąwozu. Kontynuowanie marszu powstrzymały pola
minowe i zmasowany ostrzał z zachodnich stoków wzgórz nr 593 i 569. Jako że
wydawało się, iż 4. Batalion zajął już wzgórze nr 593 – 6. Batalion przeszedł
przez jego północno-zachodni stok o godz. 9:00, ale się przeliczył, bo został
ostrzelany ze szczytu i południowych stoków Colle San Angelo, które przecież
miało być już w polskich rękach. Natarcie na farmę Albaneta utknęło i dopiero
bezpośredni rozkaz dowódcy brygady z godz. 10:00 zmusił żołnierzy do jego
kontynuowania. Mimo zajęcia kilku bunkrów przy jej wejściu, straty były tak
wysokie, że zapał bojowy pododdziałów osłabł, a dodatkowo niemożliwe było
wsparcie czołgów, gdyż przeszkody terenowe zasłaniały im widok niemieckich
pozycji. Do wieczora 6. Batalion utrzymywał rozproszone pozycje w rejonie
farmy, a czołgi wycofały się w głąb wąwozu.
Mimo zajęcia
Widma, części Colle San Angelo, części wzgórza nr 593 i części farmy Albaneta –
czyli znacznie więcej niż zdołali poprzednicy – nadal nic nie było
rozstrzygnięte. Trzeba także dodać, że sukces ten był w dużej części
spowodowany brakiem Fallschirm-Jäger-Regiment 1, który nie mógł przeprowadzać
kontrataków, gdyż odpierał brytyjskie natarcie w Dolinie Liri. Nie chodzi o to
żeby gdybać, ale w innym przypadku sytuacja z wieczora 17 maja wyglądała by
zapewne całkiem inaczej. Niemcy i tak zadali Polakom poważne straty, a walczyli
tam wtedy siłami dwóch-trzech batalionów. Trzeba jednak podkreślić, że i te
były już bardzo mocno osłabione, szczególnie w I./Fallschirm-Jäger-Regiment 3,
którego 1. Kompanie broniła wzgórza nr 593.
Polscy żołnierze na Widmie, 18 maja 1944 r.
|
Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:In_the_Battle.jpg
|
Zgodnie z
zapowiedziami, 17 maja o godz. 20:20 dotarła informacja, że Brytyjczycy doszli
do drogi nr 6 i mieli ją pod kontrolą. Tymczasem 1. Fallschirm-Jäger-Division
otrzymała rozkaz opuszczenia obszaru Cassino i przejścia na Linię Sengera. Odwrót
rozpoczęto w nocy z 17 na 18 maja, ale II./ Fallschirm-Jäger-Regiment 4 –
znajdujący się wówczas w Cassino – miał wycofać się przez ruiny klasztoru, gdyż
droga obchodząca Monte Cassino była odcięta. Polacy już o godz. 23:10 wiedzieli
jakie przedsięwzięcie poczynił nieprzyjaciel i 18 maja o godz. 3:25 pododdziały
z 2. Brygady Strzelców Karpackich miały przeprowadzić rozpoznanie, czy wzgórze
nr 593 nadal jest tak silnie bronione jak dotychczas. Okazało się, że tak, ale
przeprowadzony o godz. 5:30 atak siłą kompanii z 5. Batalionu w końcu się
przebił i wreszcie przed godz. 7:00 Polacy zajęli tę kluczową pozycję. Również pod
farmą Albaneta sytuacja powoli stawała się lepsza. Po rozminowaniu o godz. 5:20
uderzyły czołgi, ale już po kilkunastu minutach dwie maszyny… wjechały na
niemieckie miny na ścieżce, która była już rzekomo czysta, i jako że saperów
już nie było, załogi same musiały sobie z tą przeszkodą poradzić. Równocześnie
6. Batalion o godz. 5:45 nacierał na budynki farmy Albaneta. O godz. 10:00
niemiecki opór wygasł, a 15 min wcześniej padło wzgórze nr 569, gdzie zresztą
już się za bardzo nie broniono. Gdy wszystko wskazywało na to, że Niemcy
osłabli, o godz. 7:30 padł rozkaz dla 12. Pułku Ułanów Podolskich, aby ten
ruszył na ruiny klasztoru. Grupa uderzeniowa dotarła tam o godz. 9:40, gdzie
zastała niewielką grupkę rannych niemieckich żołnierzy. Bez jednego wystrzału - nad niezdobytą dotąd twierdzą - od godz. 10:20 powiewała polska flaga.
Żołnierze z 12. Pułku Ułanów Podolskich w ruinach klasztoru na Monte Cassino, 18 maja 1944 r.
|
Źródło: https://ww2db.com/image.php?image_id=17822
|
W tym czasie
oczyszczono także Cassino, gdzie nie było już praktycznie żadnego oporu. O
godz. 11:30 całe miasto było w rękach Brytyjczyków z 10th Infantry Brigade.
Jednak nie wszędzie Niemcy odpuścili. Na odcinku 5. Dywizji Kresowej walki
trwały nadal, gdyż osłaniano tam ruchy odwrotowe wojsk. Jeszcze o godz. 10:00
zaciekła niemiecka obrona zatrzymała nacierający 16. Batalion tuż przed Colle
San Angelo i dodatkowo przeprowadzono kontrnatarcie. Polacy ponownie ruszyli
dopiero o godz. 16:00, ale tym razem resztkami sił 15. i 17. Batalionu,
kompanii z 18. Batalionu, grupy kpt. Smorkowskiego, jednego z wcześniej
sformowanych półbatalionów składającego się z różnych pododdziałów dywizyjnych
i przy wsparciu czołgów z 3. Szwadronu. Mimo początkowego sukcesu, Niemcy
rozpoczęli nawałę artyleryjską, a około 50 strzelców spadochronowych
wyprowadziło kontratak. Dopiero o godz. 19:30 losy tej potyczki przechyliły się
na korzyść Polaków. Ponadto o godz. 20:30 wyczyszczono Villa St. Lucia, a
następnego dnia rano na wzgórzu nr 575 spotkały się pododdziały zwiadowcze z 3.
i 5. Dywizji. Na tym zakończyły się walki w rejonie Monte Cassino.
Polska flaga na ruinach klasztoru na Monte Cassino, którą wywiesili żołnierze z 12. Pułku Ułanów Podolskich 18 maja 1944 r. o godz. 10:20
|
Źródło: http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/16032?t=pod-monte-cassino-walczyli-o-polske
|
PodsumowaniePierwsze trzy bitwy o Monte Cassino wykazały, że wojska alianckie nie są przygotowane do walk w warunkach górskich, nie licząc Marokańczyków i Algierczyków. Okazało się, że bez wykorzystania swojego atutu w postaci lotnictwa, artylerii czy broni pancernej, są praktycznie bezradni. Brytyjska taktyka walki piechoty w tym wypadku okazała się kompletną porażką. Nie pomogły także bombardowania niemieckich pozycji sprzed III bitwy, które nie załamały obrońców, a wręcz wydaje się, że zmotywowały ich do jeszcze skuteczniejszego oporu. O powodzeniu Aliantów w bitwie pod i o Monte Cassino przesądziło przede wszystkim wejście Francuzów na masyw Ausonia oraz przełamanie niemieckiej obrony w dolinie rzeki Liri. Generalfeldmarschall Albert Kesserling uznał, że dalszy opór jest bezcelowy i zarządził odwrót swoich oddziałów, więc w czasie gdy Polacy zajmowali już Monte Cassino, Niemców praktycznie tam nie było - zresztą zajęto je przecież bez ani jednego wystrzału.
Ogólnie rzecz biorąc, Niemcy bitwę o Monte Cassino przegrali, gdyż zbyt późno i w zbyt dużym rozproszeniu wprowadzili do walki swoje odwody operacyjne, w wyniku czego nie zdążono na czas obsadzić najbardziej zagrożonych odcinków frontu: 90. Panzergrenadier-Division spóźniła się pod Pignataro, 26. Panzer-Division nie zablokowała nas czas drogi z Esperia do San Oliva, a 29. Panzergrenadier-Division nie udało się wyprzeć Aliantów z rejonu Teracina-Fondi. Co więcej, siły 10. Armee były niewystarczające do samodzielnego zatrzymania ofensywy, a jej znaczna część w początkowej fazie zmagań znalazła się poza walką. Nie bez znaczenia jest fakt, że odwody, jakimi dysponowano w tym rejonie, były niewystarczające, szybko je zużyto i często musiały walczyć w dużym rozproszeniu na dwóch kierunkach (90. Panzergrenadier-Division i 15. Panzergrenadier-Division). Warto tutaj jednak wspomnieć o Fallschirm-Jäger-Regiment 1, który na południe od Cassino zatrzymał prawe skrzydło XIII Corps, a także o 90. Panzergrenadier-Division, która - mimo spóźnienia i rozdzielenia na dwie grupy bojowe - poradziła sobie całkiem nieźle z przeważającym naporem wroga.
Wrak czołgu M4 Sherman z 4. Pułku Pancernego, którym dowodził ppor. Ludomił Białecki. Pojazd wjechał na niemiecką minę i został zniszczony u wylotu Gardzieli 12 maja 1944 r. w wyniku czego zginęła cała załoga. 18 maja 1946 r. ze szczątków czołgu postawiono pomnik upamiętniający poległych
|
Źródło: Poligon - nr 2014/03
|
Jeżeli chodzi o pas działań II Korpusu Polskiego, to ten został rzucony do walki w bardzo trudnym terenie i nie do końca osiągnął założone cele. Pierwsze natarcie - mimo przewagi liczebnej - zostało źle zaplanowane, co doskonale wykorzystał Fallschirm-Jäger-Regiment 3, który i tak był najsłabszym pułkiem w dywizji. Co więcej, stwierdzenie, jakoby polskie natarcie z 12 maja 1944 r. związało niemiecką obronę, nie za bardzo się broni. Stojący na tyłach Fallschirm-Jäger-Regiment 1 skierowano 13 maja 1944 r. do Doliny Liri, a nie na linię polskiego natarcia, więc Niemcy uznali, że nie jest wymagana tam interwencja większych sił. Gdyby Polacy zdobyli wzniesienia pomiędzy Mote Cassino a Colle San Angelo - zapewne na nich spadłoby kontratak tego pułku, gdyż wówczas związaliby odwody LI. Gebirgs-Armeekorps. Tak się jednak nie stało - II Korpus Polski nie oskrzydlił Doliny Liri, co znacznie ułatwiłoby Brytyjczykom wyrzucenie stamtąd Niemców. Polacy związali jedynie znajdujące się w ich rejonie ataku siły, co równie dobrze mogliby zrobić nie wykonując natarcia, a prowadząc jedynie działania pozorowane. Wszystko więc wskazuje na to, że gdyby nie sytuacji w Dolinie Liri - Monte Cassino nie zostałoby 18 maja 1944 r. przez Polaków zdobyte. Warto więc pamiętać, że na niewątpliwy Polski sukces miały wpływ inne wydarzenia, bez których zapewne nie byłby osiągnięty, ale tak to już jest na wojnie i nie ma potrzeby ani sensu podejmować próby analizy "co by było gdyby?", bo przecież jakby Niemcy zajęli chociażby Moskwę, Kaukaz i wybili Aliantów w Afryce, o bitwie na Monte Cassino nikt by nie słyszał, bo nie miałaby miejsca.
Bardzo interesujący artykuł, chyba kolejny z tak potrzebnego cyklu obalania mitów. Czekam z niecierpliwością na kolejne teksty.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł. Pełne, wszechstronne spojrzenie. Podsumowanie z trafnymi pytaniami.
OdpowiedzUsuń